Cykl Idziemy z Maluchem na badania, cz. I.: "Co w laboratorium piszczy?!"

Redakcja Diagnostyki


Udostępnij

Pierwsza część cyklu „Co w laboratorium piszczy”. O tym, dlaczego dzieci płaczą?

Raczej, kto? Poczekalnia pełna ludzi. Dorośli rozmawiają, czytają materiały informacyjne, oglądają po raz kolejny plakaty na ścianach… czekają cierpliwie. Wśród nich dzieci – małe i trochę starsze. Niektóre bawią się, skaczą, biegają, kolorują książeczki w kąciku zabaw, a niektóre piszczą, marudzą, krzyczą i płaczą wtulone w bezpieczne ramiona mam. To częsty obraz poczekalni laboratoriów czy przychodni analitycznych.

Dlaczego płaczą, piszczą, krzyczą? Bo nie do końca rozumieją sytuację i reagują tak, jak każe im instynkt. Dlaczego spośród całego wachlarza reakcji instynktownych dzieci w pierwszej kolejności wybierają płacz? Otóż wszystko związane jest z instynktem właśnie. Chodzi o przetrwanie w świecie osobników dorosłych, który to świat nie jest jeszcze w pełni opanowany przez małego człowieka. Natura wyposażyła go w ten cudowny, często niezawodny sposób przyciągania uwagi osobnika dorosłego.

Płaczące dziecko zawsze nas zainteresuje. Płacz powoduje, że oglądamy się za dzieckiem na ulicy, reagujemy w sytuacji zagrożenia. Nawet organizm matki, która karmi piersią reaguje na płaczące dziecko w taki sposób, że zaczyna produkować zwiększone ilości mleka, również wtedy gdy płacz ów wydobywa się z gardła potomka innej kobiety. Wszystko to ma swój głęboki sens, u podstaw związany z przetrwaniem, jak również z regulacją relacji społecznych małego człowieka.

Noworodek nie ma do dyspozycji całego skomplikowanego systemu mowy, dzięki któremu mógłby w sposób przystępny wyjaśnić, o co mu tak właściwie chodzi. Może więc tylko użyć płaczu, by zakomunikować swoje potrzeby. W większości przypadków sprawdza się to doskonale, ponieważ natura stworzyła niezawodny system komunikacji matka-dziecko, oparty w większości na sygnałach pozawerbalnych, czyli takich, które nie są wypowiadane. Wielokrotnie ogarnia nas zdziwienie, gdy patrzymy na matki doskonale rozumiejące, swoje dzieci, które dopiero zaczynają uczyć się mowy i z gaworzenia których my, postronni nie jesteśmy często w stanie wyłowić najdrobniejszego choćby sensu. Dzieje się tak dlatego, że diada (czyli układ dwóch osób) matka-dziecko wytwarza swój system porozumiewania się, oparty na rozumieniu i działaniu instynktownym. Dlatego stękanie i pochrząkiwania małego dziecka są dla matki oczywistym, jasnym komunikatem potrzeb jej dziecka.

Wróćmy jednak do naszej poczekalni i tego, co się tam dzieje, a powiedzieliśmy sobie o braku zrozumienia sytuacji związanej z badaniami laboratoryjnymi. Dzieci, zgodnie z prawidłowościami rozwoju psychofizycznego, posługują się myśleniem konkretnym (zob. teoria rozwoju myślenia dzieci Piageta). Dla potrzeb naszych rozważań wyobraźmy sobie teraz sytuację, w której nasza pociecha nie ma motywacji by zapaść w kojący, przynoszący ukojenie całej rodzinie sen. Jakim, małym kłamstewkiem posłuży się mama? Może np. powiedzieć, że teraz właśnie kończy się dzień i Słoneczko idzie spać oraz że dzieci na całym świecie postępują tak jak ono. Malec z pewnością wyobrazi sobie Słońce, które ścieli łóżeczko, myje ząbki i odmawia wieczorny paciorek. Poziom konkretu oznacza, że brak tu rozumienia znaczenia wypowiedzi nie wprost, tzn, że to, co mówimy dziecku, przyjmuje ono za pewnik i rozumie dosłownie. Z całą pewnością nie zrozumie cynizmu, przenośni (tego uczymy się pod koniec szkoły podstawowej! Któż z nas nie pamięta rodzimych przysłów?) czy wyrafinowanych żartów, w które obfituje przecież styl komunikacji osób dorosłych.

Dlatego dziecko, któremu mają pobrać krew z żyły czy wymaz z gardła, nie do końca rozumie, co się tak właściwie dzieje. Nie pojmie dlaczego i w imię czego ma cierpieć, nawet, jeśli to cierpienie trwać będzie tylko chwilę. Z pewnością nie przekonają naszego małego pacjenta racjonalne argumenty w stylu: „to dla Twojego dobra”, „niestety tak trzeba”, „bądź dzielny, przecież jesteś duży” czy „zdobądź się na odrobinę poświęcenia”.

Zatroskany Rodzicu! Myślisz zapewne teraz, że skoro nie takim sposobem to może po prostu wytłumaczyć potomkowi konkretnie, rzetelnie, zgodnie z wynikami najnowszych badań tą nieprzyjemną konieczność kłucia, drapania, pobierania, wkładania patyczków do gardła czy nosa lub co gorsza rurki gastroskopijnej do żołądka… Nic bardziej błędnego! Najnowszych wyników badań zawrotnie rozwijającej się medycyny dziecko również nie doceni. Z całą pewnością w imię ogólnie pojętego własnego dobra nie zechce skorzystać z najnowszych zdobyczy cywilizacji i nie podda się od tak, bez sprzeciwu dobroczynnym działaniom medycyny.

Co zatem zrobić? Jak przedstawić dziecku sytuację, by czuło się bezpiecznie i zechciało współpracować..?
To już w naszym kolejnym odcinku  poradnika “Idziemy z Maluchem na badania“.

mgr Agata Wojciechowska-Papuga, psycholog